wtorek, 27 kwietnia 2010

"...Oh my God—it's full of stars!"

Tym oto, skadinad znanym, cytatem filmowym chcialbym przywitac wszystkich czytelnikow naszego bloga. Nie bedzie to jednak takie zwyczajne powitanie, co to to nie. Jako pierwszy mam zaszczyt poinformowac Was moi drodzy o pewnym wielkim, epokowym wrecz, wydarzeniu.
Dnia 24 kwietnia, roku panskiego 2010 odbyla na naszym malym Radogoszczu jedna z wiekszych gal sportowych tego stu-( a przynajmniej dziesiecio-) lecia, przy ktorej Euro2012 w Polsce czy WorldCup2010 w RPA bledna niczym Ty, drogi Czytelniku, na widok ekipy dresow czekajacej na Ciebie pod klatka.
Oczywiscie otaczajace nas zydo-masonsko-komunistyczne media pokroju TVN czy GW nie wspomnialy o tym wydarzeniu.
Nic straconego jednak - w tym oto wpisie, ktory wlasnie czytacie, dostaniecie najdokladniejszy  i najbardziej wierny komentarz, dotyczacy tego sportowego eventu.
Wczesniej jednak.... maly podklad historyczny, ktory pomoze nam wszystkim lepiej zrozumiec ogrom i epickosc tego wspanialego pojedynku.
Od wiekow w literaturze, sztuce i ogolnie pojetej kulturze przewijal sie pewien szczegolny, charakterystyczny motyw.
Motywem tym jest niesprawiedliwa walka miedzy kilkoma, pelnymi cnot wszelakich, smialkami-stracencami, a czyms ZLYM i WIELKIM. W roznej formie motyw ow mozemy spotkac zarowno w szeroko rozumianej mitologii ( Dawid vs Goliat, Syzyf vs WIELKI KAMIEN czy Szewczyk Dratewka vs Smok Wawelski ) jak i rowniez w - nazwijmy to - "kulturze" wspolczesnej. Wystarczy wspomniec chociazby filmy "Firma", "Erin Brockovich" czy serie "Star Wars".

W kazdym z nich mamy az nazbyt widoczny podzial na dobrych bohaterow, ktorzy postanawiaja postawic sie skostnialemu establishmentowi ( czy to pod postacia wielkich korporacji czy ciemnej strony (sz)mocy )  oraz na WIELKICH i ZLYCH, ktorzy... sa po prostu WIELCY i ZLI.
Od dnia 24 kwietnia, do tych wszystkich wymienionych przeze mnie historii, bedzie mozna dodac jeszcze jedna - historie o dwoch takich, co postawic TESCO sie nie bali...
Godzina 1715, Fishu i Hofs spotykaja sie pod siedziba pewnej zachodniej korporacji z Mj-em i Woodym. Po rzuceniu czerwono-bialo-niebieskiemu gigantowi aluminiowej rekawicy ( czyt. po zakupieniu kraty teskopiw ) wesola ekipa udala sie na wczesniej z gory upatrzony ring.

                                                                                                
                    Oponent jeszcze u siebie na kwadracie                    


 W jednym narozniku staneli:

- Fishu ( 90 kg wagi, 1 rok uwalony na studiach, mocna glowa, nerki oraz watroba, na kacu )

- Hofs ( 100 kg wagi, 2 lata uwalone na studiach, wysoka pojemnosc zoladka, silna wola, duza doza samozaparcia, kaca brak )

Po przeciwnej stronie ringu dumnie puszyla sie krata (x24) teskaczy (12 kg wagi,4% alkoholu,1.39 zl/sztuka)

Nasz przeciwnik na ringu

Pierwszy gong zabrzmial punktualnie  o 17.32.

Runda nr.1 - trwala zaledwie 10 min. Po chwili 2 wysuszone, aluminiowe pojemniki lezaly juz bezradnie na ziemi.










Runda nr.2 - kolejne 10 min. i kolejne 2 oproznione puszki. Fishu powoli wychodzi z wczorajszego kaca, Hofs, z wlasciwa sobie gracja, zauwaza, ze moze byc "w kurwe" ciezko.


















Runda nr.3 - po kolejnych 20 min wynik prezentuje sie nastepujaco - team Fishu&Hofs 6:0 Tesco










Runda nr.4 - slonce coraz mocniej przygrzewa, jednak oznak najebania brak. Do ekipy dolacza Kuba, zwabiony sfabrykowana informacja, jakoby Hofs po 3 rundzie musial puscic pawia.


















W tym miejscu nalezy dodac, ze gawiedz nie przygladala sie naszym zmaganiom z pustymi rekoma. Widzowie co i rusz raczyli sie Zubrami, Lechami czy innymi Harnasiami ( wyjatkowo "na stole" pojawilo sie rowniez dziwne piwo w puszce 0.33l, o niemiecko brzmiacej nazwie, zakupione wczesniej przez MJ celem stestowania)

Runda nr.5 - promienie slonca delikatnie muskaja juz 10 pustych puszek, wypelnionych ( jeszcze chwile temu ) napitkiem sygnowanym przez marke TESCO.










Runda nr.6 - dokladnie 119 min. od rozpoczecia pojedynku (17.32 - 19.31) coraz lepiej bylo widac, ze korporacyjny moloch zostal najwidoczniej zbudowany na glinianych nogach. Zawodnicy trzymali sie naprawde niezle, a na ziemi pietrzylo sie juz 12 aluminiowych puszek. Chwile po ogloszeniu malej przerwy pojawia sie kolejny, spragniony alko-krwi, osobnik - dlugowlosy pomiot szatana - Johnee.



















Runda nr.7 - posilajac sie wczesniej zakupionymi chipsami ( zgadnijcie jakiej marki ? ) oraz przeplukujac nasze spracowane gardla woda mineralna ( produkowana przez ? ) zawodnicy oprozniaja 13 i 14 puszke teskowych popluczyn i z usmiechem na ustach zabieraja sie do kolejnej.


Runda nr.8 - temperatura otoczenia zauwazalnie spadla, jednak temperatura naszego pojedynku wrecz przeciwnie - piela sie jak szalona do gory. Coraz zywszy doping + kolejne 3 osoby zasiadajace na widowni - Ahmed + Aleksandra B. ( znana rowniez jako Aleksandra B. )+ Bonku - z takim squadem po prostu nie moglo nam sie nie udac.










Runda nr.9 - kryzysowa runda, przede wszystkim dla Hofsa. Nasz bohater dosyc konkretnie czul juz trudy pojedynku - chwiejny krok, lekko zapuchniete oczy, delikatne mamrotanie. Wszyscy wiemy jednak doskonale, ze kazdy sport, uprawiany na poziomie profesjonalnym , wymaga poswiecen.
Im wiecej potu na treningu , tym mniej krwi na ringu... czy jakos tak. Fishu - o dziwo - czul sie doskonale, sprawial wrecz wrazenie zrelaksowanego i odprezonego - full profeska jednym slowem.



















Runda nr.10 - zoladki zalane pod korek, pecherze rowniez. Cos dziwnego zaczyna sie dziac z Fishem ( na liczniku godz. 21.26)










Runda nr.11 - pijacka czkawka. Wlasnie ona byla przyczyna naglego oslabienia naszego lzejszego zawodnika. Niesmiale "burp"-niecia wydawane z 2 sekundowa czestotliwoscia pokonalyby najwiekszego twardziela. Jednak Fishu trzymal klase i dumnie przechylil swoja 11 puszke, tym samym dokladajac do naszego malego cmentarzyska 22 aluminiowe zwloki.










Runda nr.12 - po 5 godzinach nieustannego chlania wyzwanie TESCO dobieglo konca. Punktualnie o godzinie 22.40 ( czyli po 308 min. nieprzerwanej walki ) Ostatnie puszki zostaly oproznione, a nasi dzielni wojownicy rzucili sie sobie w objecia - Hofs wykrzykujac jakies nieartykulowane dzwieki, Fishu dziekujac koledze za ten wspanialy pojedynek.



















Podniosla, orkiestrowa muzyka, golabki pokoju przelatujace gdzies w tle, lekkie slow-motion oraz male dziewczynki rozsypujace z usmiechem kwiatki - wracalismy w glorii chwaly.
Wiedzielismy, ze udalo sie nam nie tylko znokautowac naszego "Goliata", ale dodatkowo strzelic go jak tania dziwke po pysku i kopnac w zad. Tym razem to my bylismy "Sprite", TESCO zostalo "pragnienie"...
...jedynie, wracajac chwiejnym krokiem do domu, zaczalem sie powaznie zastanawiac-
"Czemu kurwa te wszystkie gwiazdy tak dziwnie popierdalaja na tym jebanym niebie ?"

Z tego miejsca rowniez chcialem serdecznie podziekowac wszystkim obecnym podczas pojedynku ( w kolejnosci pojawiania sie na scenie):
- Woodyemu i Mj-owi
- Kubie
- Johnee`mu
- Oli, Bonkowi oraz Ahmedowi
Bez Was nie udaloby sie nam :)
Oczywiscie serdeczne "dziekuje" kieruje rowniez w strone mojego druzynowego partnera - Fisha.
Fragowanie w TDM z Toba to czysta przyjemnosc :P


Hofs

1 komentarz:

  1. Genialna relacja ;D Szkoda tylko, że był zmieniowny termin i przez to nie mogłem wpaść

    Gratulacje dla zwycieśkiego teamu, w końcu coś innego niż DM poszło :P Trzeba kiedyś CTF na ceglanie urządzić xd

    OdpowiedzUsuń