piątek, 17 września 2010

Trzynastego, czyli dzień wcale nie taki pechowy.

Dzeń 13 bierzącego miesiąca, roku pańskiego 2010 okazał się być całkiem udanym dla trzech członków alkokoa.
Jeden z naszych szanownych członków w osobie Bąka, nabył wyższe wykształcenie na bazarze zwanym Wydziałem Prawa i Administracji Uniwersytetu Łódzkiego, i tym oto sposobem stał się Administratywistą (nie administratorem, administrator to może być sieci albo budynku def by Bąku) albo jak kto woli poprostu wykstałciuchem. Hofs a także ja (Woody) wojowaliśmy szbelką z katedrą metod ilościowych wydziału OiZ (orgii i zabaw) i wyszliśmy z tej wojenki całkiem zwyciezko z trójkami w indeksie :D.
Po przydługim wstępie, uzasadniającym nasze spożycie, przejdę do sedna. A to było tak...

Lista obecności:
PaTi,
Aleksandra B.,
Bąku,
Hofs,
Dąbrol,
Woody,
Ahmed(miał pojawić sie na chwilę ze względu na naukę, ale został na dłużej)

PaTi oraz Aleksandra B. Znana równierz jako Aleksandra B. Postanowiły urządzić ognisko. Powód był, to stwiedziliśmy że niech im będzie. Udaliśmy się więc do biedro (nie chciało nam się dygać do Techo) i tam po nabyciu napojów wysoko procentowych, udaliśmy się za tory, w miejsce odosobnienia.
Po dotarciu na miejsce, pieprznęliśmy to co mieliśmy na ziemię i rozpoczęło się spożycie. W połowie pierwszego piwa ww dzierlatki zaczęły domagać się ogniska, tym sposobem zaczęło się gromadzenie gałęzi, suchej ściółki a także tochybateżbędziesiękurwajarało. W międzyczasie pojawiła się baba zbierająca grzybki-halucynki, i domagała się od nas torebki foliowej, oczywiście musiała zostać poświęcona moja patorba zakupiona w pobliskiej biedronce za całe 7gr!. Po uzbieraniu tego całego badziewia, zaczęła się zabawa z odpaleniem, czegoś, co w małym stopniu przypominało profesjonalne ognisko (przedmioty które zostały użyte do ww czynności pozostają tylko do wiadomości tam obecnych) ale udało je się całkiem ładnie rozpalić.




Gdy ognisko powoli zaczęło dogasać, PaTi chcąc utrzymać je przy życiu, wyruszyła wyekwipowana w toporek oraz Dąbrola w poszukiwaniu czegoś co nadawało by się do tego, aby poszło z dymem. Po niecałych 5 minutach ekipa poszukiwaczy powróciła i zakomunikowała że znalazła stary tapczan. Długo nie myśląc, podstawka tapczanu wraz z dyktą (ciężką) została przetransportowana w miejsce gdzie miała dokonać swego żywota. Siedząc tak przy ognisku (palącym się tapczanie) Bąka naszła refleksja pt. Nie będzie co dzieciom wspminać i stwierdził że tu cytat: powiem dzieciom że świętowałem zdobycie wyższego wykształcenia z ..., przy płonącym tapczanie? Tak bardzo zmartwiło to Bąka że już więcej o niczym nie był wstanie myśleć. Gdy tapczan zagasł, udaliśmy się jeszcze na piwo do Tesco. Tam, odczuwając nieprzyjemny wir w żołądku (gastrofazę), chcieliśmy coś zakupić w celu spożycia. Mi udało się namówić Hofsa abyśmy nabyli na spółkę najtańsze ruskie Tesko-pierogi (2.99 zł za 400g),po ich spożyciu przeprowadziliśmy akcję dywersyjną na mieszkańcach Banku (wywaliliśmy opakowanie na ulice,[ używanie mądrych frazesów czyni nasz blog bardziej zajebistym]). Póżniej już dogorywaliśmy na trzepaku, wspominając pierogi o niesamowitym smaku. I wten oto sposób młodzież,kwiat narodu, przyszła inteligencja uczciła zdobycie wyższego wykształcenia przez Bąka.

A teraz cieszymy się trzema tygodniami wolności :D.

PS. Prowadzone śledztwo ws brutalnego morderstwa jeżyka zostało umorzone, oficjalnie z braku dowodów,a nieoficjalnie wywierano na nas naciski z Prokuratury okręgu Czelabińskiego w Środkowej Abchazji w celu zamknięcia śledztwa. Ta zbrodnia przejdzie do historii obok takich zdarzeń jak zamach na Kennedy`ego czy też jakiegoś innego zabójstwa.

Woody

wtorek, 14 września 2010

Urlop, urlop i.... po urlopie.

Witam wszystkich stalych bywalcow naszego alko-bloga. Jak zapewne zdazyliscie zauwazyc, im blizej wakacji, tym czestotliwosc naszych wpisow leciala na leb, na szyje. Powod ww. sytuacji byl bardzo prozaiczny - sesja, praca zarobkowa etc. Zdecydowana wiekszosc autorow bloga moze pochwalic sie ( watpliwym )stautsem studenta, tak wiec mam nadzieje, ze zrozumiecie taka, a nie inna sytuacje naszego "wirtualnego dziennika".
Ponizej postaram sie przytoczyc co wazniejsze i ciekawsze "akcje", ktorych bylismy bohaterami/swiadkami, w ciagu tych mijajacych wakacji. Dla wygody czytajacego przytocze tylko kilka z nich.


"...szukajcie, a znajdziecie..."

Uwazni czytelnicy pamietaja zapewne szlachetny trunek o nazwie "Holba". Otoz po dlugich poszukiwaniach, z narazeniem zycia i zdrowia, udalo nam sie odszukac jego godnego zastepce - "Staropolskie Mocne" - 7%, poltoralitrowa plastikowa butelka, gustowne zamkniecie.
Pierwsza sztuka tego szlachetnego napitku znaleziona zostala w zaprzyjaznionym sklepie "U Haliny" ( ew. "Alkohol" ). Pod udanych zakupach udalismy sie w mozliwie ustronne miejsce spozycia - pobliski sklep SPOLEM wydawal sie idealnym wyborem.
Oto kilka fotografii z tamtego wieczoru, by pokazac Wam, drodzy Czytelnicy, jak potrafi sie bawic nasza ekipa.







Nasz Święty Graal w pelnej okazalosci.









Maly zoom na obiekt kultu


Zapraszamy również na historyczne otwarcie w jakości HD!







Milosc spod podziemnego przejscia


Wiele razy juz naszej ekipie zdarzalo sie wpadac w mniejsza, badz wieksza interakcje z ludnoscia miejscowa. Jednak nigdy jeszcze owy kontakt nie mial tak glebokiego i szerokiego charakteru. Stojac sobie, pod wymienionym w podtytule, przejsciem podziemnym do naszej , mocno podpitej juz, ekipy podbila para mocno "zmeczonych zyciem" mezczyzn, Pierwszy - na oko 40 lat, widoczne braki w uzebieniu, gadatliwy i mocno irytujacy - wypluwajac slowa z predkoscia karabinu maszynowego, dosyc mocno belkotajac, staral sie dowiedziec ,gdzie w okolicy znajduje sie najblizszy przybytek uciech cielesnych ( dla mniej rozgarnietych, badz oczytanych Czytelnikow : burdel ). Po chwili do rozmowy wlaczyl sie jego kolega - okolo 25 - 30 lat, lekko opalony, zloty lancuch + spora ilosc zelu na przerzedzonej czuprynie powinny dopelnic obrazu owego delikwenta. Po dluzszej rozmowie okazalo sie, ze pan nr.1 zakochal sie swego czasu w pewnej panience lekkich obyczajow ( dla mniej rozgarnietych, badz oczytanych Czytelnikow : kurwie ), po czym przybyl - niczym rycerz na bialym rumaku - na Rado w poszukiwaniu swej ukochanej. Pan nr.2 natomiast - poznany chwile wczesniej w tramwaju z panem nr.1 - jako rodowity Lodziak, postanowil pomoc koledze w jego epickich poszukiwaniach. Po okolo poltorej godzinie bezowocnej rozmowy, podziekowan, bluzgow, "szanowan" i charchniec pozegnalismy sie z naszymi nowymi znajomymi, zyczac im szczesliwej drogi i majac cicha nadzieje, ze kolejne spotkanie raczej nigdy wiecej sie nie odbedzie.


Wszystkie koty nasze są

Miejsce : domek zula
Lista obecnosci: Bonku, Hofs, Alkohol
Godzina: okolice 21


"- Co to kurwa jest ? " - tymi oto slowami, pelnymi mocno zaakcentowanego zdziwienia, nasi bohaterowie zareagowali na szumy i trzaski, dobiegajace z pobliskich krzakow.
Po chwili okazalo sie, ze zamiast spodziewanego jeza, badz zula, przyczyna halasu byl maly, czarno bialy kicius ( how KURWA sweet ). Nasz duet, zamiast skupiac uwage - jak dotychczas - na sytuacji politycznej w kraju, przyszlym doroslym zyciu, pracy, milosci, sporcie czy puszczanych bakach ( ups :( ) zwrocil sie w strone czteronoznego futrzaka. Po wstepnych ogledzinach okazalo sie, ze kot prawdopodobnie komus uciekl i nie mial raczej za duzego pojecia co ze swoja kocia osoba poczac. Jako, ze srednio nadawal sie do wspolzycia czy konsumpcji nasi bohaterowie postanowili go oswoic. Po krotkim czasie kociak lasil sie, krecil czy ocieral sie o nasze alko-nogi, mile pomrukujac.
Mimo tego, ze jako teoretyczne alkoholowe wyrzutki spoleczenstwa, powinnismy posiadac w miejscu serca dodatkowa watrobe lub zoladek, zrobilo nam sie zal naszego malutkiego, futrzatego kociaczka ( how KURWA sweet x2 ) . Wolajac go i pomialkujac ( a przy tym raczac sie wyborowym trunkiem marki "Kiper Miodowy " ) dotarlismy pod klatke Bonka, ktory, w swej nieskonczonej dobroci serca, postanowil nakarmic naszego nowego przyjaciela.
Naprawde milo bylo patrzec, jak pare minut pozniej Kiper ( tak zostal przez nas ochrzczony nasz nowy kompan ) zajadal sie zniesionym przez Bonka Kittie Cat`em. Krotka droga z powrotem na Domek Zula (tm), klejna czesc kociej uczty i nasze drogi ( przynajmniej na ten wieczor ) rozchodza sie ( chlip- chlip). Maly Kiperek ( ktory - jak sie pozniej okazalo - tak naprawde jest Kiperka, a moze nawet Warka ) podreptal w swoja strone, a nasze alko-nogi poniosly nas w noc... w poszukiwaniu innych, bardziej wymagajacych wyzwan.






Zagubiony kot-transwestyta i para mlodocianych alkoholikow - takie rzeczy tylko na Radogoszczu.








Udomowienie kota ( wbrew obiegowym opiniom ) wcale nie musi trwac tysiecy lat.








Meow-Meow









Hofs