środa, 28 kwietnia 2010

Bo to historia, bo to marzenia...

... bo to historia godna przypomnienia, można by górnolotnie zacząć wpis dotyczący tego co działo (dziao) się , od momentu kiedy nasze spotkania stały się regularne.
A wszystko to zaczęło się w 2008 roku pewnego chłodnego październikowego wieczora około godziny 20.30.
Wyglądało to na zwykle spotkanie paru osób przy piwie, wtedy to jeszcze nie wiedzieliśmy w jaki sposób rozwinie się to co właśnie się zaczęło.
Na początku były to długie posiadówy przy 2 bronkach (zwyczajowo lechy) oczywiście Hofs już wtedy wykazywał się taniością umysłu i nabywał Rogiery, Kuba z resztą też :P.



Podczas powrotów zdarzały się głupie zabawy:




Na banku nie spożywaliśmy tylko piwa, ale także i mocniejsze trunki:









Poznaliśmy również kilka ciekawych osób:

Biliśmy różne głupie rekordy: 



Tu warto na chwilę się zatrzymać i wspomnieć że podczas wypadu z którego pochodzą powyższe zdjęcia, postanowił nas odwiedzić patrol policji z Komendy Wojewódzkiej :D, spotkanie to wspominamy do tej pory, ponieważ panowie wykazali się pełnym profesjonalizmem, i po chwili wiedzieliśmy już że krzywda (mandat) z ich strony nam nie grozi. Na pożegnanie tylko rzucili "działajcie dalej" i odeszli w dalszą drogę aby pełnić służbę nawet z narażeniem życia na jakże niebezpiecznych ulicach Radogoszcza.

A teraz last but not least: HOLBA.



W życiu każdego osobnika który lubi spożywać piwo ( no dobra alkoholika niech wam będzie),  zdarza się taki trunek który śni się po nocach, nie może przestać o nim myśleć, ma perfekcyjny smak i posmak taniego plastiku a także butelka której pojemność wynosi 1,5 l i ma fenomenalny falliczny, niesamowicie ergonomiczny kształt... Taka właśnie była HOLBA (HOLEBA), piwo które zmieniło nasze życie, stało się ono lepsze i mogliśmy dzięki niemu zapomnieć o tym całym syfie który nas otacza.
Niestety wszystko co dobre, szybko się kończy, i tak też skończyły się dostawy HOLEB do TESCO, kiedy zdaliśmy sobie sprawę że po Holbie została już tylko cena na jednej z zimnych, metalowych półek naszego ulubionego sklepu. Na szczęście ja z Mdżejem godnie pożegnaliśmy, nasze ulubione piwo, urządzając ostatnią HOLBIERZE. Później chcieliśmy wypełnić pustkę, jaka pozostała po HOLEBIE, były "Ratzingery" a także Staropolskie, ale to nie to... nie ten smak, nie ta pojemność, nie ten kształt.
 

Jako że jesteśmy tanie sprzedajne dziwki, i lubimy brzdęk 5 groszówek a dzięki reklamom trzepiemy hajsu jak lodu, muszę przemycić kilka dziwnych nazw na koniec wpisu :P.
Astmirex,Hardi, Montest, Madopar 250, Pronoran, Axyven, Miansec 30, Fenta MX 100, Tramadol 1A, Erudan, Lamotrigine Arrow 100, Galperinon,Ketilept 300, Olanzapine Teva.





Woodie

wtorek, 27 kwietnia 2010

"...Oh my God—it's full of stars!"

Tym oto, skadinad znanym, cytatem filmowym chcialbym przywitac wszystkich czytelnikow naszego bloga. Nie bedzie to jednak takie zwyczajne powitanie, co to to nie. Jako pierwszy mam zaszczyt poinformowac Was moi drodzy o pewnym wielkim, epokowym wrecz, wydarzeniu.
Dnia 24 kwietnia, roku panskiego 2010 odbyla na naszym malym Radogoszczu jedna z wiekszych gal sportowych tego stu-( a przynajmniej dziesiecio-) lecia, przy ktorej Euro2012 w Polsce czy WorldCup2010 w RPA bledna niczym Ty, drogi Czytelniku, na widok ekipy dresow czekajacej na Ciebie pod klatka.
Oczywiscie otaczajace nas zydo-masonsko-komunistyczne media pokroju TVN czy GW nie wspomnialy o tym wydarzeniu.
Nic straconego jednak - w tym oto wpisie, ktory wlasnie czytacie, dostaniecie najdokladniejszy  i najbardziej wierny komentarz, dotyczacy tego sportowego eventu.
Wczesniej jednak.... maly podklad historyczny, ktory pomoze nam wszystkim lepiej zrozumiec ogrom i epickosc tego wspanialego pojedynku.
Od wiekow w literaturze, sztuce i ogolnie pojetej kulturze przewijal sie pewien szczegolny, charakterystyczny motyw.
Motywem tym jest niesprawiedliwa walka miedzy kilkoma, pelnymi cnot wszelakich, smialkami-stracencami, a czyms ZLYM i WIELKIM. W roznej formie motyw ow mozemy spotkac zarowno w szeroko rozumianej mitologii ( Dawid vs Goliat, Syzyf vs WIELKI KAMIEN czy Szewczyk Dratewka vs Smok Wawelski ) jak i rowniez w - nazwijmy to - "kulturze" wspolczesnej. Wystarczy wspomniec chociazby filmy "Firma", "Erin Brockovich" czy serie "Star Wars".

W kazdym z nich mamy az nazbyt widoczny podzial na dobrych bohaterow, ktorzy postanawiaja postawic sie skostnialemu establishmentowi ( czy to pod postacia wielkich korporacji czy ciemnej strony (sz)mocy )  oraz na WIELKICH i ZLYCH, ktorzy... sa po prostu WIELCY i ZLI.
Od dnia 24 kwietnia, do tych wszystkich wymienionych przeze mnie historii, bedzie mozna dodac jeszcze jedna - historie o dwoch takich, co postawic TESCO sie nie bali...
Godzina 1715, Fishu i Hofs spotykaja sie pod siedziba pewnej zachodniej korporacji z Mj-em i Woodym. Po rzuceniu czerwono-bialo-niebieskiemu gigantowi aluminiowej rekawicy ( czyt. po zakupieniu kraty teskopiw ) wesola ekipa udala sie na wczesniej z gory upatrzony ring.

                                                                                                
                    Oponent jeszcze u siebie na kwadracie                    


 W jednym narozniku staneli:

- Fishu ( 90 kg wagi, 1 rok uwalony na studiach, mocna glowa, nerki oraz watroba, na kacu )

- Hofs ( 100 kg wagi, 2 lata uwalone na studiach, wysoka pojemnosc zoladka, silna wola, duza doza samozaparcia, kaca brak )

Po przeciwnej stronie ringu dumnie puszyla sie krata (x24) teskaczy (12 kg wagi,4% alkoholu,1.39 zl/sztuka)

Nasz przeciwnik na ringu

Pierwszy gong zabrzmial punktualnie  o 17.32.

Runda nr.1 - trwala zaledwie 10 min. Po chwili 2 wysuszone, aluminiowe pojemniki lezaly juz bezradnie na ziemi.










Runda nr.2 - kolejne 10 min. i kolejne 2 oproznione puszki. Fishu powoli wychodzi z wczorajszego kaca, Hofs, z wlasciwa sobie gracja, zauwaza, ze moze byc "w kurwe" ciezko.


















Runda nr.3 - po kolejnych 20 min wynik prezentuje sie nastepujaco - team Fishu&Hofs 6:0 Tesco










Runda nr.4 - slonce coraz mocniej przygrzewa, jednak oznak najebania brak. Do ekipy dolacza Kuba, zwabiony sfabrykowana informacja, jakoby Hofs po 3 rundzie musial puscic pawia.


















W tym miejscu nalezy dodac, ze gawiedz nie przygladala sie naszym zmaganiom z pustymi rekoma. Widzowie co i rusz raczyli sie Zubrami, Lechami czy innymi Harnasiami ( wyjatkowo "na stole" pojawilo sie rowniez dziwne piwo w puszce 0.33l, o niemiecko brzmiacej nazwie, zakupione wczesniej przez MJ celem stestowania)

Runda nr.5 - promienie slonca delikatnie muskaja juz 10 pustych puszek, wypelnionych ( jeszcze chwile temu ) napitkiem sygnowanym przez marke TESCO.










Runda nr.6 - dokladnie 119 min. od rozpoczecia pojedynku (17.32 - 19.31) coraz lepiej bylo widac, ze korporacyjny moloch zostal najwidoczniej zbudowany na glinianych nogach. Zawodnicy trzymali sie naprawde niezle, a na ziemi pietrzylo sie juz 12 aluminiowych puszek. Chwile po ogloszeniu malej przerwy pojawia sie kolejny, spragniony alko-krwi, osobnik - dlugowlosy pomiot szatana - Johnee.



















Runda nr.7 - posilajac sie wczesniej zakupionymi chipsami ( zgadnijcie jakiej marki ? ) oraz przeplukujac nasze spracowane gardla woda mineralna ( produkowana przez ? ) zawodnicy oprozniaja 13 i 14 puszke teskowych popluczyn i z usmiechem na ustach zabieraja sie do kolejnej.


Runda nr.8 - temperatura otoczenia zauwazalnie spadla, jednak temperatura naszego pojedynku wrecz przeciwnie - piela sie jak szalona do gory. Coraz zywszy doping + kolejne 3 osoby zasiadajace na widowni - Ahmed + Aleksandra B. ( znana rowniez jako Aleksandra B. )+ Bonku - z takim squadem po prostu nie moglo nam sie nie udac.










Runda nr.9 - kryzysowa runda, przede wszystkim dla Hofsa. Nasz bohater dosyc konkretnie czul juz trudy pojedynku - chwiejny krok, lekko zapuchniete oczy, delikatne mamrotanie. Wszyscy wiemy jednak doskonale, ze kazdy sport, uprawiany na poziomie profesjonalnym , wymaga poswiecen.
Im wiecej potu na treningu , tym mniej krwi na ringu... czy jakos tak. Fishu - o dziwo - czul sie doskonale, sprawial wrecz wrazenie zrelaksowanego i odprezonego - full profeska jednym slowem.



















Runda nr.10 - zoladki zalane pod korek, pecherze rowniez. Cos dziwnego zaczyna sie dziac z Fishem ( na liczniku godz. 21.26)










Runda nr.11 - pijacka czkawka. Wlasnie ona byla przyczyna naglego oslabienia naszego lzejszego zawodnika. Niesmiale "burp"-niecia wydawane z 2 sekundowa czestotliwoscia pokonalyby najwiekszego twardziela. Jednak Fishu trzymal klase i dumnie przechylil swoja 11 puszke, tym samym dokladajac do naszego malego cmentarzyska 22 aluminiowe zwloki.










Runda nr.12 - po 5 godzinach nieustannego chlania wyzwanie TESCO dobieglo konca. Punktualnie o godzinie 22.40 ( czyli po 308 min. nieprzerwanej walki ) Ostatnie puszki zostaly oproznione, a nasi dzielni wojownicy rzucili sie sobie w objecia - Hofs wykrzykujac jakies nieartykulowane dzwieki, Fishu dziekujac koledze za ten wspanialy pojedynek.



















Podniosla, orkiestrowa muzyka, golabki pokoju przelatujace gdzies w tle, lekkie slow-motion oraz male dziewczynki rozsypujace z usmiechem kwiatki - wracalismy w glorii chwaly.
Wiedzielismy, ze udalo sie nam nie tylko znokautowac naszego "Goliata", ale dodatkowo strzelic go jak tania dziwke po pysku i kopnac w zad. Tym razem to my bylismy "Sprite", TESCO zostalo "pragnienie"...
...jedynie, wracajac chwiejnym krokiem do domu, zaczalem sie powaznie zastanawiac-
"Czemu kurwa te wszystkie gwiazdy tak dziwnie popierdalaja na tym jebanym niebie ?"

Z tego miejsca rowniez chcialem serdecznie podziekowac wszystkim obecnym podczas pojedynku ( w kolejnosci pojawiania sie na scenie):
- Woodyemu i Mj-owi
- Kubie
- Johnee`mu
- Oli, Bonkowi oraz Ahmedowi
Bez Was nie udaloby sie nam :)
Oczywiscie serdeczne "dziekuje" kieruje rowniez w strone mojego druzynowego partnera - Fisha.
Fragowanie w TDM z Toba to czysta przyjemnosc :P


Hofs

piątek, 23 kwietnia 2010

Środa 21 kwietnia. Nietypowo

W środę miał nastąpic zapowiadany sparing przed piątkowym Tesco Testem Fisha i Hofsa. (który jak wiemy został w końcu przełożony) Gdy czekałem na wiadomość od Prezesa Sardyny dotyczącą godziny spara, dostałem słitaśnego sesemeska od Laguny: "Piwo 19 ;D tesco, banan". Wiadomość była czytelna, jedynie co do tajemniczego banana mogłem mieć jakieś obawy.
Okazało się na szczęście, że to znany nam wszystkim Banan. Jako, że chlałem na uczelni zatoczyłem sie na spotkanie z półtoragodzinnym poślizgiem. Kiper+Roger, dla uśrednienia procentów i.. Gówno! ławeczka znowu zajęta. "Ayayayay!!" stwierdziłem, bo ten proceder zaczyna być już denerwujący i tak generalnie se myślnąłem, że trzeba by coś z tym zrobić. Jakieś rezerwacje trzeba załatwiać albo namalować numery dowoduf jak to niektórzy robią z numerami rejestracyjnymi na miejscach parkingowych.(o ile ktoś nie przepił dowodu)

Droga telefoniczną Laguna poinformował mnie, że piją na wylotówce cegły. Faktycznie zastałem tam dwa podejrzane osobniki rozgrzewające się cieplutkim Ratzingerem, Swoi! nie było wątpliwości. Po paru minutach omawiania majowego ochleju, przyznałem im rację, że pizga ponad miarę.
Najlepszym rozwiązaniem tego problemu było forsowny marsz do Tesco. Kolejny Ratzinger dla mnie i Ratzinger+Kiper dla Banana i Laguny. Ławeczka wciąż zajęta... Fishu wciąż nie odbiera... chyba przedawkował jakieś wspomagacze przed Tesco Wyzwaniem (pewnie dlatego przełożony). Słowem gówno. Ale nie takie gówno rzadkie jak je malują. Okazało się, że gdybyśmy poszli na ławeczkę to Banan zapomniałby o parasolu, który został na straży poprzedniej miejscówki.
W końcu Fish odebrał. Wykpił się jakimiś straszliwie ważnymi zajęciami. Tak straszliwie ważnymi, że aż odpuścił sobie trening. Zniesmaczeni takim olewaniem przygotowań zawodników do piątkowego wyzwania (i brakiem alkoholu) skierowaliśmy sie w stronę Zgierskiej coby Banan upolował jakiś tramwaj. Przechodząc obok ławeczki po raz trzeci tego wieczora stwierdziliśmy, ze jest zajęta. Zapewne byśmy ja mineli coś tam flugając pod nosem gdyby nie przaśne Yay! dolatujące z tamtej strony. Okazao sie, że to MJ i TS, tfu! Ahmed, którzy zajeli ławeczke zanim zdarzyła ostygnąć po poprzedniej o'kupacji. Akurat kończyli browar a Banan dalej nalegał żeby polowac na tramwaje." MaO..." stwierdziłem-"MaO" zgodził się Ahmed.
Poszlismy odprowadzić Banana na przystanek, żeby go tam przystankersi nie dopadli i uznaliśmy z Ahmedem, że nie ma co się za bardzo oddalać skoro za niedługo Ahmed też poczuje zew i tak jak niedawno Banan, tak teraz on będzie odczuwał Potrzebę Tramwaju.

Żabka. Każdy z nas o tyle ją zna co lubi. Świeże wspomnienia klasycznego komandosa. Ten delikatny zapach spirytu z zaplecza. Gdy Tesco jest daleko wielu z nas czuje się tutaj prawie jak w domu. Stojąc w bluzie z kapturem, wełnianej czapce i rękawiczkach bez palców nad rozbitą butelką Żubra, czułem się raczej jak żul. I to taki nędzny. Choć szczerze powiedziawszy to rozbilismy ją na spółę. Nie będę jednak drążył tematu, żałoby już nie ma. Daleko nie uszlismy, kopuła przejscia podziemnego doskonale nas zasłaniała od ewentualnych wrogów narodu
Ahmed zakupił nawet coś do zjadania, co nasze żołądki odebrały ze zdziwieniem ale jednak jako dobrą odmianę. Dysputa toczyła się mało energicznie, ze względu na małe grono zebranych oraz na jego stan. W kole 23:30 Ahmed poczuł Potrzebę Tramwaju, tak jak się tego mogliśmy spodziewać i tym samym wszyscy uczestnicy środowego chlania sie ostatecznie rozeszli. Yay!

Chudy

czwartek, 22 kwietnia 2010

Wpis zbiorczy z paru dni :)

Zastanawiacie się zapewne drodzy czytelnicy, dlaczego właśnie taki tytuł? A no taki że w sumie eeee to tak naprawdę to sam nie wiem, nic się nie działo podczas ostatnich eskapad specjalnie (tak naprawdę nikomu z nas nie chciało się nic skrobnąć) :D

Poniedziałek 19 Kwiecień 2115 czasu Grinłicz

Sqad:
Woody
Hofs
Fiszu - nic nie pił o dziwo
Ahmed
Kuba
Czyly standardowo :)

Po oddaleniu się z miejsca dokonania zakupu, zmierzaliśmy do naszego eldoRado obwieszczając wszystkim okolicznym mieszkańcom swoje przybycie poprzez radosne wykrzykiwanie (części mowy których nie da się sklasyfikować) ayayayay, yszty, yszmy yszwy itp.
Docierając do Danuty (piaskownica), pana śmietnika oraz ławeczki, zauważyliśmy że ktoś zajął naszą ukochaną ŁAWUSIE :(. Po stwierdzeniu że nie mamy ze sobą pedaobomby, musieliśmy wymyślić jakąś nową broń aby pozbyć się intruzów, na szczęście przebywających osób w pobliżu ławeczki, okazało się że są to nasi bardzo dobrzy znajomi :) Tj.  Lagun, Chudy i pojawiające się pierwszy raz na naszym blogu osoby: Elmo a także Czesław, bylo jeszcze dwóch gości ale jakoś ich nie spamiętałem.
Po wymianie czułości (cmok, cmok) Lagun wraz z Czesławem i ww 2 osobnikami udali się do przybytku taniego alkoholu (TESCO).
Jako że długo nie wracali musieliśmy się czymś zająć, więc otworzyliśmy swoje nabytki, i prowadząc wysoce inteligentne dysputy na tematy z dupy, spożywaliśmy piwo.
Po krótkiej wymianie zdań, bardzo inteligentnie oraz błyskotliwie zauważyłem iż w gronie w którym przebywamy, znajdują się sami życiowi przegrańcy, element a-społeczny i długo by tu jeszcze wymieniać jacy jesteśmy żałośni, ponieważ każdy z nas przynajmniej  rok na uczelni miał uwalony (o awansach i urlopach nie wspomnę). Zapadła dość niezręczna cisza, po której rozległ się pusty śmiech z zaistniałej sytuacji, nie przejmując się tym faktem zbytnio kontynuowaliśmy spożycie. Później niewiele się już działo o czym warto wspominać.
A i jeszcze jedno, od kilku dni reprezentujemy JSP na 100% ponieważ jakieś debile podpalają ceglanę i przejeżdżające wozy bojowe z Jednostki Ratowniczo Gaśniczej zakłócają nam relaks a więc:


Wtorek 20 kwietnia.
Nie chce mi się pisać już bo się muszę uczyć na kolokwium a nic jeszcze nie umiem :D

Środa 21 kwietnia.
Ktoś tu mam nadzieję się wykaże się twórczością bo ja nie byłem obecny :P.

Woody

wtorek, 20 kwietnia 2010

Piątek dobrze opity, czyli co się działo 16 kwietnia na banku.

Piątkowy wypad był zdecydowanie najliczniejszym pod względem frekwencji i chyba jednym z porządniej zakrapianych wypadów od momentu założenia naszego bloga.
Początkowo epika radogoszczańskich żuli w składzie: Hofs, Kuba, Emdżej i spóźniony Fishu spotkali się na banku, żeby ku swojemu przerażeniu odkryć że... ktoś zajął naszą miejscówkę!
Zajeliśmy miejsce w pobliżu naszej ukochanej ławeczki i nie traciliśmy jej z oczu, żeby jak najszybciej zająć miejsce najeźdźcy, kiedy ten postanowi opuścić nasze podbite terytorium.
Okupacja mineła nam pod znakiem tanich piw marki Tesco, Roger i burżuazyjnego trunku w zielonej butelce z napisem "Lech" na etykiecie.
Pochyliliśmy się również nad planami pochowania wodza na wawelu, co niewątpliwie wzbudziło kontrowersje w naszej ekipie, jak również mieliśmy okazje posłuchać narzekań MJ'a na swoją niedolę w pracy w publicznej służbie zdrowia.

Dosyć szybko do naszej grupy dołączył Laguna, niewiele później pojawił się Komar, Gawera i półtora litrowa butelka wywaru sporządzonego wg. starożytnego, babilońskiego przepisu, czyli cytrynówka.
Dzięki mocy magicznej mikstury udało nam się przegonić najeźdźcę [ czytaj: gdzieś sobie poszli ] i zajeliśmy należne nam miejsce.

Do ekipy dołączyła towarzyszka Ania wraz ze znajomymi z roku: Rafałem i Guciem, pojawił się również Ahmed który dopiero niedawno skończył pracę w Galerii Łódzkiej.
Ekipa doszła do wniosku, że ze względu na liczny stan osobowy powinniśmy przenieść się w bardziej odludne miejsce, żeby nie zakłucać spokoju mieszkających w pobliskich blokach autochtonów, dlatego przenieśliśmy się na domek żula (tm).

Po chwili twórczej zadumy rozpoczęliśmy rozważania na wiele, bardziej lub mniej, poważnych tematów. Tematem wiodącym były filmy pornograficzne, męskie przyrodzenia itd. Mniej więcej w połowie tej  dysputy ekipa podzieliła się na 2,3 części. Zmniejszyło to nieco nasza moc "intelektualna", na rzecz mocy "dźwiękowej" ( czyt. każdy zaczął tak drzeć morde, że o ja pierdole ).
W tym momencie do ekipy dołączyła Aleksandra B. , znana również jako Aleksandra B.

Alkohol lał się strumieniami, uryna również, co chwila glosy rozmówców tłumione były przez grzmiące beknięcia, innymi słowy spożycie kwitło w najlepsze. Około 23.30  - 24.00 Kuba, Hofs oraz MJ postanowili opuścić domek żula (tm), by - w przypadku tych 2 pierwszych - udać się do swych łóżek lub - w przypadku tego ostatniego - "pojść do Jacka".

Ekipa powoli rozchodziła się do domów, a na placu boju pozostali Ania, Komar, Gucio i Fishu którzy postanowili zmienić pole bitwy i wezwać wsparcie w postaci domowej produkcji wódki Ani.

Około 2:30 ostatnie zwłoki udały się na zasłużony odpoczynek, tylko Gucio i Komar w drodze do domu postanowili wspomóc się piwkami zakupionymi w centrum.

Fishu&Hofs

D-Day: Dzień Dziada

D-Day - ( za wikipedia ) (...) dzień rozpoczęcia Operacji Overlord został nazwany przez aliantów D-Day (zgodnie z definicją Słownika Wojskowego Departamentu Obrony USA termin D-Day oznaczał nienazwany dzień, w którym rozpoczyna się lub ma się rozpocząć dana operacja). Morska część operacji desantowej otrzymała kryptonim "Neptun", desant powietrzny amerykańskiej 101 Dywizji Powietrznodesantowej otrzymał kryptonim "Chicago". Zrzut 82 Dywizji Powietrznodesantowej określono jako operację "Detroit"; ciężej uzbrojone oddziały tej dywizji dotarły do Normandii na pokładzie szybowców w ramach operacji "Elmira". Zrzut brytyjskiej 6 Dywizji Powietrzno-Desantowej otrzymał kryptonim "Tonga" (...)

D-Day - ( za żulami ) - pewien cieply kwietniowy wieczor roku 2010, w ktorym stan finansowy ekipy prezentowal sie wyjatkowo ubogo, a w naszych portfelach złowrogo brzęczały monety koloru srebrnego i zlotego.

Jeżeli życie to rzeka, płynąca wartkim strumieniem w określonym kierunku, to my musimy być zużytymi oponami zalegającymi na jej dnie.
Czasem trochę się ruszymy, popłyniemy z prądem, przyspieszymy albo zwolnimy. Jednak przez większość czasu po prostu leżymy na życiowym dnie i cieszymy się naszą wszechogarniającą oponiastością. Podobnie było i tego wieczoru.
Cztery mroczne postaci ( niczym nowotestamentowi Jeźdźcy Apokalipsy ) zmierzają do jednego, od dawna określonego punktu zbornego. Cztery strony - cztery osoby - cztery osobiste, ludzkie dramaty. Jakież to poetyckie, prawda? Aż chciałoby się powiedzieć "No kurwa !"
Owym tajemniczym punktem zbornym, w którym nasi bohaterowie spotkali się było oczywiście osiedlowe Tesco.
Kuba, Woodie, Fishu i Hofs - ten wieczór należał do nich !
Wizyta w markecie przebiegała pod znakiem "jeszcze mi 5 groszy brakuje". Po skomplikowanych obliczeniach i kalkulacjach ( zahaczających o zaawansowane prognozowanie i matematykę dyskretną włącznie ) udało nam się zakupić narzędzie otumanienia , czyli alkohol ( w postaci "Tesco Bier" , "Harnaś" und "Żubr" o ile mnie pamięć nie myli ).
Po opuszczeniu nowoczesnych, rozsuwanych automatycznie teskodrzwi, udaliśmy się w kierunku naszej samotni.

                              Alkofilozofowie przy pracy

Interesująca kwestią, którą poruszyliśmy ( jesteśmy obecnie na etapie patentowania naszego wynalazku ) była tzw. "pedaO bomba". Mechanizm składa się z:

- 1 pedaA
- 200 kg materiału wybuchowego
- miotacza pedaUF

W teorii ladunek wybuchowy ma zostac przymocowany do pedaA, pedaU ow ma zostac zaladowany do urzadzenia miotajacego i "wymiotany" w cel.
Efektem uzycia "pedaO bomby" ma byc tzw. "pedaUplozja" czyli eksplozja pedaA, rozrzucenie pedalskiego materialu genetycznego i w konsekwencji zarazenie pedalstwem naszych adwersarzy.
Tyle teorii , praktyka wkrótce ( napewno pojawi się tutaj praktyczny opis użycia owego wynalazku - stay tuned )
Reszta wieczoru zeszla na bezsensownych bekach, sluchaniu muzyki z telefonu komórkowego i wulgarnej nowomowie - nihil novi mozna rzec.
Nasi bohaterowie nie wiedzieli jednak, co czeka ich już jutro....
...ale o tym dowiecie się w następnym wpisie.
Do przeczytania ! ;)

Hofs

piątek, 16 kwietnia 2010

Kolejne wyjście pt: "sie nie dzieje sie nic"

Kurwa, dlaczego to właśnie mi się muszą trafiać wpisy z takich wyjść? :P
Pewnego pięknego, ciepłego wieczoru, (wczoraj w sensie) standardowo odwiedziliśmy swe miejsce służace do relaksacji i ogólnego wypoczynku.
Lista obecności + zakupione trunki
- Woody (woodie, hans anabolo) 3 X Żubr
- Kuba 2 x Żubr
- Hofs Po solidnym opierdolu pt. weź kurwa coś mocniejszego zakupił 2X Teskacz i 1 X Lager Strong
Poźniej dołączyli do nas:
- Anna S.
- Prezes sardyna
Ania niestety nie wykazała się męskością i kupiła tylko reedsa a fiszu po przygodzie z burżujnymi piwami postanowił wrócić do niższej półki cenowej.

Hofman standardowo już leciał na kredycie, ale miał uzbierane 8 zł na fajki (wiadomo najtańsze) pełen werwy poprosił o Viceroye panią kaksjerkę pewny że zapłaci 7,95 a tu dupa... okazało się że Viceroye kosztują już 8,70 zł za paczkę i Hofmanek musiał niestety zrezygnować z zakupu i udać się do alkohola.
Wymyślona przez nas terapia leczenia pedalstwa poprzez przebywanie w towarzystwie Homofobów, Alkoholików i Antysemitów (takich statystycznych Polaków) + spożywanie dużej ilości taniego alkoholu okazuje się skuteczna, mianowicie jak już wiecie (albo i nie) leczymy Kubę z pedalstwa* i jak widać po tym co zakupuje, twierdzimy że pedalstwo da się leczyć.
Głównym tematem naszych wczorajszych dywagacji był planowany ekipowy wyjazd, ale tak troszkę rzecz ujmując trochę się zesrało i nie wiadomo co z tego wyjdzie...
Po obgadaniu tego i owego pojawił się Ahmed, w sumie największy przegrany wczorajszego wieczora, z tego względu że chcąc koniecznie napić się browara przybył wraz z Aleksandrą B. i Bąkiem w momencie, w którym postanowiliśmy zawinąc się do domu.

* Kuba tak naprawdę nie jest pedałem, ale każdy odchył od naszej nienormalnej normy nazywamy pedalstwem.
Przykłady odchyłów:
- Zakupienie zbyt małej ilości trunków
- Zakupienie zbyt słabych trunków
- Zakupienie czegoś innego niż alkohol
- Zakupieni zbyt drogich trunków (ale tu już są wyjątki)
No i ogólnie jeśli ktoś jest pedałem, to jest to pedalstwo.

No dobra bydzie tego :D Na kolejny wpis czekajcie bo na pewno będzie warto.
PozdrUFfFfFfki i BoOoZiAcZkY SwwwEeEtaśNiaste :********
Powyższy wpis sponsorowany jest przez Producenta Nitrobolonu który głosi : 










Woodie

wtorek, 13 kwietnia 2010

Przypowieść o tym, że "drogie" nie zawsze musi oznaczać "dobre".

Wszystkie ptaszki na osiedlu cwierkaly juz o tym od samego rana...
Tak, to jest TEN dzien, TEN dzien (a wlasciwie to wieczor), w ktorym osiedlowy element znow przyjdzie sie publicznie alkoholizowac, na swoim tradycyjnym miejscu libacji.

Ekipa:
-Woodie
-Kuba
-Fishu
-MJ
-Hofs

Pierwszym zaskoczeniem ,tego poniedzialkowego wieczora, byla wiadomosc o 2 nowych nabytkach Mj-a. Swoja droga praca w sektorze budzetowym musi byc szalenie dobrze oplacana, skoro po paru miesiacach ksztaltowania krzywizny fotela swoimi 4 literami, mlody "czlowiek" (a za takiego przynajmniej stara sie uchodzic MJ) moze sobie pozwolic na zakup takich oto luksusowych cacek:





Jak widac furki sa naprawde wysmienite, wiec po malym stestowaniu tych stalowych rumakow, skierowalismy sie do Tesco, by oblac ten wysmienity i - zapewne - gleboko przemyslany zakup MJ-a.
W ruch poszly Harnasie, Żubry oraz czerwono-biale piwa, z dumnie wyeksponowanym na klacie napisem "Tesco beer".
Wszystko zdawalo sie toczyc utartymi, normalnymi szlakami. Rozmowa, rozmaite ekstrawagancje jezykowe oraz towarzyszace im smiecho-ryki. Czulismy sie jak u siebie w domu...lecz do czasu. W pewnym momencie stalo sie cos z gola nieoczekiwanego. Nikt z nas nie spodziewal sie tak naglego i dramatycznego zwrotu akcji.
Powodem calego zamieszania okazal sie imc Fishu, ktory postanowil, tym razem, nie ukrywac swoich szlacheckich korzeni i dokonal zakupu piwa pszenicznego - niekonserwowanego.
Za ow luksusowy specyfik musial wysuplac dosyc pokazna kwote, rzedu 3,50 - 4,0 PLN ( w tym momencie wszyscy zwrocili uwage na to, ze za podobna kase Hofsowi - czyli mua - udaje sie zazwyczaj kupic 3 piwa + paczke zapalek, ew. zapalniczke ). Nieswiadomy niczego Fishu zapewne myslal, ze swoim niby-piwem bedzie mogl sie delektowac, przyjemnie drazniac przy tym swoje delikatne kubki smakowe. Niestety, stala sie rzecz tak straszna, tak doglebnie przejmujaca i przerazajaca, ze az sam boje sie o tym wspominac. Luksusowy napitek - ladna etykieta, interesujaca zawieszka przy szyjce, z przepisem na podawanie owego piwa (sic!), zalecana temperatura przechowywania wraz z podana iloscia czasu, jaka piwo lezakowalo (double sic!) - mial smak nieco inny, niz obiecywal jego producent. Rozgazowana cola, przemieszana z ciemnym Romperem, z dodatkiem taniego wina - tak mniej wiecej mozna okreslic smak fiszowego zakupu. Coz... nie takie rzeczy sie pilo, mozna powiedziec - jako dobry przyjaciel oczywiscie pomoglem fiszowi dokonczyc produkt oszukanczego producenta ( rzecz jasna przy zachecajacych komentarzach reszty naszego zgromadzenia ).
Reszta spotkania przebiegala standardowo.
Wsrod tematow przewijaly sie m.in :
- film "Lovely bones". Po (inteligentnym i pelnym ironii, a jakze) komentarzu autora tego wpisu, na temat dzieciecej urody glownej bohaterki, pojawily sie dziwne oraz niczym nieuzasadnione oskarzenia o pedofilie :(
- samochody, ich osiagi, technikalia etc.
- dzisiejsza mlodziez plci pieknej, w przedziale wiekowym 15- 17
- i inne

Okolo 22.30 ekipa rozeszla sie, zyczac sobie nawzajem milego wieczoru i kolorowych snow :) Jednak dla autora oraz dla Fisha dawka przyjetego % okazala sie niestety zbyt mala. Dwojka bohaterow udala sie do pobliskiej konkurencji Tesco - Zabki. Po zakupieniu 2 piwek marki "Lomza" ( ich smak wskazywal na to, ze franczyzobiorca tej konkretnej placowki, raczej malo przejmuje sie przepisami sanitarnymi dot. przechowywania zywnosci oraz produktow alkoholowych ) i udaniu sie w pobliskie krzaki rozmowa zeszla na temat gier multiplayer.
Alko-duetowi udalo sie "przerobic" prawie wszystkie gry multiplayer dostepne na rynku, od Quake 3, przez Warcrafta 3, na internetowym pokerze konczac.
W okolicach 23.30 wygadany oraz alkoholowo zaspokojony team Fishu&Hofs rozlaczyl sie, w celu udania sie do swoich domow na zasluzony odpoczynek.


Hofs

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Teatr " Na Banku " przedstawia: Historia nocy wczorajszej

Dramatis Personae

[ w kolejności pojawiania się na scenie ]

Ania
Fishu
Hofs
Ahmed

Prolog

[ Wieczór. Pod skądinąd znanym nam metalowym molochem należącym do pewnej zachodniej korporacji dziewczyna odpala papierosa. Po chwili przychodzi grubszy koleś w jeansach i bluzie, w przestępczym półświatku znany jako Fishu, jak zwykle lekko spóźniony. Wieczór nie zapowiada się szczególnie szampańsko - Ania planuje kontynuować swoje mocne postanowienie alkoholowej ascezy, a Fishu nie zamierza przecież pić sam. W tym momencie na scenę wchodzi wielki łysy chłopak, taki na widok którego z reguły zmieniacie stronę ulicy żeby przypadkiem nie wejść mu w drogę. ]

[ Hofman ] Siema, to co, idziemy się napić ? [/Hofman ] <- :P

Akt 1

[ Roentgen. Dosyć już zapomniane przez głównych bohaterów miejsce w krainie gdzie żyją smoki czyli na radogoszczu zachodzie. Bohaterowie, w lekko zmienionym składzie kontynuują dogłębną analizę katastrofy polskiego samolotu z dnia poprzedniego, racząc się trunkami marki Carlsberg, Reds i jakie_jest_najtańsze_piwo_w_tym_sklepie. Po pewnym czasie rozmowa zmieniła kierunek i na wokandzie stanął zdrowy tryb życia i odżywianie. Bohaterowie powoli zamierzają udać się do domów, gdy na scenę wchodzi kolejna postać - chłopak w długim, czarnym płaszczu i śmiesznej czapce. ]

[ Ahmed ] Siema, to co, idziemy się napić ?

Akt 2

[ Lasek za krańcówką na radogoszczu zachodzie. Stan załogi uszczuplił się o najmniej owłosioną na głowie osobę. Bohaterowie zostali niestety oszukani przez sprzedawcę w sklepie monopolowym, który perfidnie wykorzystał ich zamiłowanie do wysokooktanowych napoji i ukradkiem wcisnął im 2 piwa więcej niż planowali zakupić. Motywem przewodnim stał się tym razem ten kawałek. Pomimo lekkiego zmęczenia komisja śledcza kontynuowała swoją pracę. Atmosfera zrobiła się dużo luźniejsza, a bohaterowie w pewnym momencie przestali się przejmować kolejnymi odjeżdżającymi autobusami linii N5, które powinny przetransportować Ahmeda do domu. ]

Akt 3

[ Plac zabaw gdzieś na zachodzie. Grupa bełkoczących studentów postanowiła w środku nocy pobujać się na huśtawce. Panowie niewątpliwie należeli do GreenPeace'u albo do innej pro-ekologicznej organizacji, co przejawiało się wyjątkową dbałością o nawodnienie pobliskiego drzewka. Pani zwątpiła w możliwość jutrzejszego pojechania na siłownię ze swoją znajomą. Po uwolnieniu świata z kolejnych puszek piwa i setki ginu bohaterowie postanowili w końcu udać się do domów na zasłużony odpoczynek. ]

Epilog

Na zakończenie muszę do tego garnca miodu dodać łyżeczkę dziegciu - niestety bohaterowie od rana cierpieli na syndrom dnia poprzedniego i z niewiadomych przyczyn połączyły ich ból głowy, dźwiękowstręt i odwodnienie organizmu.



Fishu

A mial byc detoks...

Siemanko wszystkim po krótkiej przerwie.
Jeżeli myśleliście, że projekt blog upadł, albo ,co gorsza, że żule opuścili bank i zajeli się czymś pożytecznym, to nie mogliście się bardziej mylić.
Krótkie podsumowanie z poprzednich dwóch dni:

10 kwietnia

Ruszyła trzecia już komisja do sprawy katastrofy w Smoleńsku.
Śledczy w składzie: woodie, hofs i fishu po dosyć burzliwej i srogo zakrapianej dyskusji doszli już do pewnych, jednoznacznych wniosków oraz nakreślili polityczną przyszłość Polski na najbliższe dziesięciolecie. Niewątpliwie jesteśmy najsprawniejszą komisją w historii tego państwa.
Na publikację efektów naszych rozważań będziecie musieli niestety jeszcze chwile poczekać, ponieważ nie chcemy ułatwiać pracy pozostałym komisjom i naprowadzać ich na nasz, czyli jedyny słuszny, sposób rozumowania.
Śledczy podlewali dyskusję takimi trunkami jak Kiper miodowy, Barley, Tesco oraz Harnaś. Pierwsze i pewnie nie ostatnie posiedzenie rozpoczeło się w samo południe o 20.00, a debata, z powodu ciągłęgo przekonywania się o jednomyślności, trochę się przeciągnęła.
Trójka śledczych, dosyć porządnie "zdebatowanych", wróciła do domów rozważać nad sensem egzystencji około 23.30.

I to by było na tyle, dzisiaj prawdopodobnie czeka nas kolejne starcie z alkoholem, więc oczekujcie kolejnych wpisów.

Fishu


9 kwietnia

Wiosenna zamuła i marazm zawitały na bank w ten pochmurny, piątkowy wieczor. Totalna apatia, brak perpsektyw oraz checi do (spo)życia spowodowaly, ze spotkanie odbylo sie w tepie iscie ekspresowym (czas spozycia: ok 1h, jezeli nie mniej). Do grona tradycyjnych ochlejmord dolaczyl na dluzsza chwile Mlody. Coz mozna wiecej powiedziec - zalobny klimat, deszczowa pogoda, cieple piwo - to wlasnie esencja piatkowego spotkania. Po dosyc szybkim oproznieniu puszek ( ew. butelek ) żule udaly sie na zaslużony spoczynek. W tym starciu udalo nam sie pokonac : Tesko beer ( guess who ? :P ), Zubry albo Harnasie (credits to woodie), COS DROGIEGO W BUTELCE ( Mlody is in da haus ) oraz...hmm...wlasciwie co pil fiszu w ten piatek ? Yyy... w kazdym badz razie, jeszcze cos fiszowego w ilosci 2 albo 2+ :]
To by bylo na tyle.
Howgh !

Hofs

Edit by Fishu: Ja z tego co pamiętam tego dnia pomagałem usuwać z rynku browary marki Tesco, żeby już nikt nie musiał się z nimi męczyć.. ;p

piątek, 9 kwietnia 2010

Kolejne spotkanie...

Teraz pora na mały popis moich możliwości redaktorskich (Hans Anabolo) więc jadziem.
Tradycyjnie już wczoraj tj. 08.04.2010 po zakupieniu odpowieniej ilosci zapasów ( Ja 2* Żubr , hofs 3* Teskacz, Kuba Jego Stara 1 * duża tatra ale on to dopiero z pedalstwa wychodzi wiec można mu wybczyć no i mdżej któremu zakupiłem 2* dużego lecha). Udaliśmy się na miejsce libacji.
Po tradycyjnej wymianie zdań typu ayayaya, pedały kurwy kurwy, wasze matki i tymp odobnych epitetów, nastąpiła zabawa w gówno :P ( mniej wiecej po zakupieniu i wypiciu przez Hofsa i kubę 100 jakiegoś tam balsamu) w międzyczasie pojawił się też prezes sardyna. Zabawa ta, jakże wysublimowana (zreszta jak wszystkie nasze zabawy i rozrywki) jest dosyć prosta, mianowicie jeżeli z kimś rozmawiasz i zaczyna Ci brakować argumentów, mówisz gówno i wygrywasz :D w tej wymianie zdań co jest równoznaczne z przyznaniem Tobie racji a twój przeciwnik musie się zamknąć :).
No i tak to mniej więcej wyglądało :D
Pisałem to ja Hans Anabolo :D
Pozdrufffki i BoZiAACzKY dla stałych czytelnikóe bloga :******


Woodie (alias Hans Anabolo )

czwartek, 8 kwietnia 2010

Pierwsze wyjście z mroku...

Bank ( za wikipedia) - osoba prawna wykonująca działalność gospodarczą, polegającą na przyjmowaniu depozytów, udzielaniu kredytów, wydawaniu instrumentów pieniądza elektronicznego oraz innych czynności (...). Nazwa "bank" pochodzi od włoskiego słowa banco, oznaczającego ławkę, przy której pracowali włoscy handlarze zajmujący się przekazywaniem monet kruszcowych od jednych klientów do drugich.

Pomysl na stworzenie tego bloga padl dzisiejszego wieczora, dokladniej jakies pare godzin temu.
W teorii maja byc tutaj zamieszczane opisy naszych wypadow, przemyslenia, fragmenty dialogow etc.
Pierwsze pytanie, ktora narzuca sie na samym poczatku, to "Czy jestesmy bankierami? " Odpowiedz jest prosta - nie, nie jestesmy. Wiec "Co to wszystko ma wspolnego z BANKIEM" mozna zapytac. Otoz ma, i to duzo. Bank to okreslenie miejscowki, na ktorej nasza "ekipa" ( w roznym skladzie ) sie spotyka. Zeby to nieco bardziej zobrazowac, to sama "miejscowka" ma postac laweczki z przylegla do niej piaskownica. Calosc znajduje sie na srodku podworka, otoczonego majestatycznym wianuszkiem szaro-burych , 4 pietrowych blokow. Sama nazwa "bank", wziela sie natomiast od pobliskiego oddzialu PKO albo PZU ( czy innego pozeracza naszych ciezko zarobionych/wysepionych pieniedzy ).
Konczac ten, nieco przydlugi, wstep chcialbym jeszcze dodac, ze ( przynajmniej wedlug mnie ) ten blog ma byc czyms w rodzaju swoistej "kapsuly czasu" ( glupia nazwa na mala , gowniana, metalowa skrzynke, do ktorej wklada sie inne gowna, zeby np. po kilkudziesieciu latach owa skrzynke wykopac i cieszyc sie z tego, co sie w niej kiedys zakopalo - przykladow jest wiele, ukazanych chociazby w niektorych filmach, made by USA ), dzieki ktorej uda nam sie przekazac klimat, jaki panuje podczas naszych wyjsc/eskapad/whatever szerszemu (mam nadzieje) ogolowi albo chociaz nie dac zapomniec nam samym, jak to kiedys bylo...
Howgh ! :]

Miejsce: Bank
Lista Obecności:
Woodie ( 2xHarnaś)
Hofs ( 2xTeskacz)
Fishu ( Detox więc nie pił ;p )
Czas spotkania: 20.00-21.00

Typowe lajtowe spotkanie, w ciagu ktorego nie wydarzylo sie nic, co wymagaloby jakiejkolwiek szerszej wzmianki. Wszyscy ( a przynajmniej woodie i ja :P ) byli jeszcze wczorajsi, a ich mlodziencze organizmy pamietaly jeszcze morze % przelane przez ich gardla niecale 24 godziny temu. Jedynie fishu sie jakos trzymal ( zasluga tzw. alko-adaptacji). Tematy rozmowy byly rozne, od gry w pokera, przez nasmiewanie sie z puszczanych bakow :P Dopiero pod sam koniec wypadu padla jedna genialna mysl :" Ej chlopaki, a moze kurwa zrobimy o nas bloga?! ".

Hofs